W tym odcinku opowiem Ci o dziesięciu wnioskach z drogi, którą przeszedłem – od nauczyciela do milionera. Zadałem sobie pytanie: Czym różni się praca na własny rachunek od pracy na etacie?
W każdy poniedziałek mamy mastermind Akademii Social Media, a we wtorki – Mastermind AI, w którym uczestniczy wielu przedsiębiorców, ale też osoby pracujące na etacie: na uczelni, w szkole czy w biurze. Dzielą się swoimi doświadczeniami albo zadają pytania, które jasno pokazują, że aby założyć firmę i dobrze funkcjonować w rzeczywistości biznesowej, trzeba przede wszystkim zmienić sposób myślenia.
Etat potrafi rozleniwiać i odbierać inicjatywę
Pierwsza różnica: etat w pewnym sensie rozleniwia. Oczywiście nie każdy etat, bo nie pracowałem na wszystkich, ale po kilku dobrych latach spędzonych w szkole zauważyłem, że etat potrafi rozleniwiać. Gdy masz firmę, sam odpowiadasz za swoje wyniki. To trochę jak porównanie kapitalizmu i socjalizmu – w socjalizmie wiele osób odpowiada za kołchoz, więc tak naprawdę nikt nie odpowiada. Wszystko jest wspólne, więc nic nie jest naprawdę niczyje. To sprawia, że ludzie się nie starają. Nie biorą odpowiedzialności.
Na etacie często wygląda to tak, że przychodzisz, robisz minimum, żeby wyglądało, że coś robisz, ale tak naprawdę efekty cię za bardzo nie interesują. Często towarzyszy temu podejście, które mocno krzywdzi ludzi, czyli podejście osoby obrażonej. Ktoś czuje się urażony, że za mało zarabia, że został „ukarany” tym etatem. Ale mimo to akceptuje tę sytuację i robi jak najmniej. Robi to z pozycji: Jestem urażony tym, że tak mało zarabiam, że ta firma zabiera mi tyle czasu, że ciągle pojawiają się jakieś przeszkody. Taka osoba nie potrafi jednak powiedzieć sobie: Dobra, biorę życie w swoje ręce i sam nad tym zapanuję.
Dlaczego to jest krzywdzące? Bo osoby, które patrzą z takiej perspektywy: Mało zarabiam, to nie moja firma, zrobię jak najmniej, inni też się nie starają, więc po co się wychylać – nie widzą jednej ważnej rzeczy. To nie szef firmy ani dyrektor robią im największą krzywdę. Tak naprawdę to one same sobie ją robią. Ja też to zrozumiałem w którymś momencie. Jeśli się nie przykładasz, jeśli nie chcesz niczego zmienić, bo myślisz: Przecież i tak skorzysta na tym szef, przestajesz być osobą sprawczą.
I kiedy przychodzi myśl o założeniu własnej firmy, większość ludzi nigdy z etatu nie odejdzie. Dlaczego? Bo boją się, że ten mindset, ten nawyk, który wyrobili sobie na etacie, zostanie z nimi. Boją się, że przejdą na własną działalność i będą działać dokładnie tak samo. Że nie będą dawać z siebie więcej, bo za bardzo przyzwyczaili się do tego stylu pracy.
Dlatego bardzo ważna rzecz dla osób na etacie: pracuj w czyjejś firmie tak, jakbyś pracował we własnej. Nie dla szefa, ale dla siebie. Bo wyrabiasz wtedy nawyk. Nawet jeśli szef tego nie zauważy. Nawet jeśli pensja nie jest taka, jakiej chcesz. Pamiętaj: ta pracowitość, odpowiedzialność, fair play, inicjatywa – to wszystko nie idzie na marne. Ty pracujesz nad sobą. Nad swoim nawykiem.
Potraktuj to jak trening przed założeniem firmy. Może teraz się przemęczysz. Może nikt tego nie doceni. Ale kiedy założysz swoją firmę, będziesz wiedział, że jesteś osobą pracowitą. Że dasz radę.
Etat uczy cię bycia mistrzem wymówek
Etat uczy cię bycia mistrzem wymówek. Zawsze jest jakiś powód, żeby czegoś nie zrobić. Zawsze jest ktoś, kto może to zrobić za ciebie. Zawsze jest możliwość powiedzenia sobie: Ja bym świetnie to robił, ale za mało mi płacą, więc już mamy wymówkę, żeby się nie starać. Kiedy przechodzisz z etatu na własną firmę, kończą się wymówki – albo po prostu nikt już nie będzie ich słuchał.
Jeżeli powiesz: Nie sprzedaję tyle, żeby zarobić na ZUS, a jest to wina polityki czy wysokości ZUS-u, to i tak nic nie znaczy – nawet jakby ktoś to usłyszał. To nie zmieni sytuacji, bo to nie spowoduje, że ktoś w ZUS-ie powie: Dobra, to w tym miesiącu dajemy pani luz. Nie. Musisz wziąć życie w swoje ręce. Musisz zadzwonić do 10 klientów i musisz te pieniądze zarobić, bo one z nieba nie spadną. To jest to, czego się większość ludzi boi – że na etacie nie masz żadnej gwarancji, że za miesiąc będziesz miał pieniądze. Po to idziemy na etat, żeby mieć to na danym poziomie zagwarantowane.
Pracowałem jako nauczyciel w szkole i to był „ciepły” etat. Oczywiście ma on swoje plusy i minusy, ale zasada jest prosta. To jest jak w Argentynie – budżetówka tonie na końcu. Nauczyciele czy urzędnicy mogą narzekać i będą zawsze narzekali, bo etat jest hodowlą wymówek. Hodowlą narzekania. I jak najbardziej to rozumiem. Też pewnie nie byłem od tego wolny. Jednak należy pamiętać, że budżetówka tonie na końcu. Jeśli dojdzie do sytuacji, że brakuje pieniędzy na wypłaty dla nauczycieli czy urzędników, to znaczy, że państwo całkowicie się zawaliło. Zanim jednak do tego dojdzie, wcześniej upadną setki tysięcy firm.
Oczywiście wiele osób narzeka na niskie zarobki i mówi, że trudno za to przeżyć, ale mimo wszystko etat daje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego nawet jeśli ktoś myśli o założeniu firmy, często zostaje na etacie – właśnie ze względu na tę stabilność. W prowadzeniu własnego biznesu nie masz nigdy żadnej gwarancji.
Prowadzę firmę już 16-17 lat i nie ma miesiąca, żebym się nie zastanawiał, czy w kolejnym miesiącu zdobędę tyle samo klientów. Gdy pracowałem na etacie w szkole, dostawałem mniej pieniędzy i musiałem podejmować się różnych dodatkowych prac. Między innymi dlatego założyłem firmę.
To są decyzje. Ja podjąłem decyzję, że to ryzyko mi się opłaca – bo przez lata odkładałem pieniądze i zabezpieczyłem się na tyle, żeby nie musieć już pracować i w miarę spokojnie przeżyć do emerytury. Jednak wymagało to ode mnie pracy. To jest mój ekwiwalent – sam sobie zapewniłem takie zabezpieczenie, które wielu ludziom daje etat.
Zarabianie pieniędzy to nie to, co myślisz
Zarabianie pieniędzy nie jest tym, czym większość ludzi myśli, że jest. Składniki mogą być podobne, ale całość działa zupełnie inaczej. Dlaczego? Bo większość osób uważa, że zarabianie pieniędzy to po prostu dążenie do celu finansowego – że rozwijasz firmę tylko po to, żeby zarabiać coraz więcej. A ja po latach zrozumiałem coś innego: najwięcej pieniędzy zarabia się wtedy, gdy robisz coś z pasją. Gdy coś naprawdę cię kręci.
Ja, na przykład, kocham nagrywać kursy. Teraz tworzę materiały do mojego pakietu One Million Video i cieszę się jak dziecko. Bo uwielbiam to robić – uwielbiam być z ludźmi na Zoomach, prowadzić webinary, uczyć innych. To jest moja pasja. Tak samo jak nagrywanie podcastu.
Pieniądze są efektem ubocznym tego, że robisz coś z miłością, z pasją. Wiele osób na etacie tego nie rozumie. Myślą, że firmę zakłada się po to, żeby od razu zarabiać więcej niż na etacie. To jest ich główna motywacja. I kiedy te pieniądze się nie pojawiają od razu – panikują i wracają na etat.
Dlatego dobrze jest mieć jakieś zabezpieczenie – coś, co pozwoli ci spokojnie rozwijać swoją firmę, robić to, co chcesz. Prowadząc biznes, łączysz pasję, ciekawość z pieniędzmi, które są efektem ubocznym. Bo trudno jest pracować, gdy nie masz pieniędzy. Często, gdy zaczynasz prowadzić firmę, możesz nie mieć dużych przychodów. Wtedy ta pasja – to, że lubisz to robić, powoduje, że wytrzymasz ten okres.
Musisz być gotowy na ból i presję
Musisz się nauczyć akceptować bardzo dużo bólu i porażek. Musisz przygotować swoją głowę, swój mindset. Na etacie przeważnie ktoś za ciebie rozwiązuje problemy. Zawsze jest jakiś dyrektor, zawsze jest właściciel firmy, który – kolokwialnie mówiąc – „beknie” za to, co się dzieje. Jak przychodzi kryzys, myślisz sobie: To nie mój problem. Ja mam wypełniać faktury, liczyć coś w Excelu, zajmować się firmowym fanpage’em. Nie odpowiadasz za liczbę klientów – to już kwestia szefa.
A szef to ta osoba, która musi nauczyć się żyć z bólem i porażkami – bo nikt tego z niego nie zdejmie. Często osoby, które przechodzą z etatu na własną działalność, nie radzą sobie z tą presją i wracają po roku, dwóch na etat. Bo to nie chodzi o to, że prowadzenie firmy jest trudne. Prowadzenie firmy jest wyczerpujące psychicznie.
Dlatego trzeba mieć sposoby na to, żeby sobie tę głowę ułożyć. Na przykład moje sposoby – oprócz różnych filozoficznych rzeczy, o których będę mówił w kolejnych podcastach – to sport. Jak się przebiegnę, pójdę na crossfit czy trening, to głowa odpoczywa i te wszystkie puzzle się układają.
Jest takie powiedzenie: Bóg da ci tylko takie problemy, które jesteś w stanie unieść. Mniej więcej tak do tego podchodzę. Nie każdy jest wierzący – ja mam zapewne takie podejście jak większość osób – ale uważam, że istnieje coś takiego jak świadomość. Mówi się, że rozwijając firmę, swój potencjał finansowy, pojawiają się problemy dopasowane do twojego poziomu. Uważam, że jest to bardzo dobrze powiedziane.
Pamiętam, że miałem koleżankę, która miała bardzo proste do rozwiązania problemy, ale one były rozdmuchane do ogromnych rozmiarów. Gdy już zacząłem prowadzić firmę, myślałem sobie: Boże, jak ja bym chciał mieć taki problem, że zaginęła broszura. Każdy ma swoje problemy – i problemy tych osób na ich poziomie są dla nich życiowymi tragediami.
Jak prowadzisz firmę i odpowiadasz za setki tysięcy, miliony złotych, to twój błąd może cię kosztować pieniądze, których większość ludzi na świecie nigdy nie zarobi przez całe życie. Wtedy masz presję. Umiejętność znoszenia presji, ćwiczenia mentalne, które mi pomogły sobie z tym radzić – tego się po prostu nauczyłem. Ale jak pewnie widzisz w historiach innych ludzi – wielu nie udźwignie ani sukcesu, ani porażki.
A najczęściej ta fortuna, rozwój biznesu i życia to sinusoida. Po bardzo dobrych okresach przychodzą totalnie beznadziejne. A potem znowu lepsze i jeszcze lepsze. Po dużej burzy jesteś silniejszy i gotowy na jeszcze większe osiągnięcia. Ale jeśli gdzieś po drodze się poddasz, pokona cię to – sukces albo porażka – to wychodzisz z biznesu. Musisz nauczyć się radzić zarówno z wielkimi sukcesami, jak i z tym że zjedziesz na samo dno.
I tak będzie pewnie kilka razy w trakcie prowadzenia firmy. Oczywiście, jeśli wejdziesz na większość instagramów przedsiębiorców – nie zobaczysz dołków. Tam zawsze wygląda, że wszystko idzie w górę, że zawsze są sukcesy. Ale w rzeczywistości, uwierz mi, tak nie jest.
Etat polega na tym, że życie jest bardziej płaskie. Masz co miesiąc tę samą pensję, czasem jakąś podwyżkę. Wszystko idzie krok po kroku, dzień po dniu, rok po roku. Nie ma tam może dużych skoków, ale to nie znaczy, że to coś złego. Znam ludzi na etacie – nauczycieli, pracowników biurowych – którzy potrafią zbudować bezpieczeństwo finansowe, dorobić się dochodu pasywnego. A ktoś, kto prowadzi firmę i w jeden miesiąc zarobi więcej niż tamta osoba przez całe życie na etacie – potrafi nic nie odłożyć i wyjść z długami.
To nie jest kwestia ilości pieniędzy, tylko ułożenia sobie głowy. Doszedłem do wniosku po latach, że prowadzenie firmy to nie jest tak, że to ty ją zakładasz. W większości przypadków to firma cię zakłada. Albo firma „sama się zakłada”, bo nie ma już innego wyjścia. Tak samo jest z sukcesem firm – odnoszą je bardzo często dlatego, że nie ma wyjścia. Jak już napędzisz kulę śnieżną, to trudniej ją zatrzymać, niż dalej nią kierować.
Mentalność etatowa nie znika z dnia na dzień
Kolejna rzecz, którą zrozumiałem – i wciąż nad nią pracuję – to to, że jeśli długo byłeś na etacie, a twoi rodzice też tak pracowali, trudno od razu zmienić sposób myślenia. Mój tata, choć pracował na etacie, łączył go z jakimiś swoimi sprawami, pomysłami na biznes, na dorobienie. Miał etat i znajdował sposoby, żeby do niego coś jeszcze dołożyć. Myślę, że trochę mnie tym zaraził.
Ja przez całe życie muszę się leczyć z tych pewnych etatowych mindsetów. Musisz zrozumieć, że nie zawsze będziesz miał tyle samo pieniędzy, że możesz mieć potężne strzały albo bardzo słabe okresy. Tego się musisz nauczyć. To jest na pewno taka sprawa, do której się trzeba przygotować, a tym się przygotowujesz, robiąc sobie poduszkę bezpieczeństwa.
Zmień reguły gry i wyjdź ze strefy komfortu
Prowadząc biznes, musisz wiedzieć, że tu są całkowicie inne zasady. Na Instagramie często ludzie mówią, że niektórzy sobie z tym radzą, że zamykają firmy o 17:00 i mają spokój. Uważam, że to jest możliwe, ale przeważnie to nie są początkujący przedsiębiorcy. To są już naprawdę doświadczeni ludzie. Bill Gates na przykład jest taką osobą, która na pewnym etapie zostawiła swój biznes, oddała go innym, ale gdy go rozkręcał, to pracował bardzo intensywnie.
Wniosek jest taki, że są to całkowicie inne sposoby myślenia. Na przykład to, że na etacie nie musisz przeważnie sam odpowiadać za ilość klientów. Gdy prowadzisz firmę, musisz się nauczyć sprzedawać i zdobywać klientów. To jest całkowicie inne ustawienie głowy. Baw się tym. To nie jest tak, że masz się tego przerazić. Miej odwagę powiedzieć: Moje życie jest przygodą. Nauczę się tego wszystkiego. Nie uciekam. Miałem trudną sytuację, ale traktuję to jako zabawę.
Ostatnio nasz nauczyciel hiszpańskiego zadał nam ciekawe pytanie: czego nauczyliśmy się przez te dwa lata mieszkania w Hiszpanii? Jedna z rzeczy, która od razu przyszła mi do głowy, to to, że życie tutaj to trochę zabawa, ale też ćwiczenie. Sprawdzenie siebie w innych, często niekomfortowych warunkach. Oczywiście – słońce, plaża, morze, mieszkanie w miejscu, gdzie inni przyjeżdżają na wakacje – jest piękne, przyjemne, komfortowe.
Ale są też momenty zupełnie inne. Na przykład: idę pierwszy raz na trening. I rozumiem może 1% z tego, co mówi trener. I ja to lubiłem. Lubiłem ten stan, bo on temperował moje ego. Przypominał mi, że nie jestem pępkiem świata. Ludzie w Hiszpanii nie mają pojęcia, że ktoś mnie obserwuje na TikToku, że robię kursy, webinary. I to było super. To chłodziło mi głowę. To doświadczenie nauczyło mnie, że warto dawać sobie szansę na bycie w niekomfortowych warunkach.
Bo właśnie etat to często takie miejsce, które w pewnym sensie rozleniwia. Daje ci ciepełko, bezpieczeństwo. I nie ma w tym nic złego. Tylko pytanie brzmi: jakiego człowieka ta sytuacja z ciebie zrobi? Kogo „wypuści” ten bezpieczny układ, w którym tkwisz? Cieplarniane warunki są miłe. Bezpieczne. Ale zadaj sobie pytanie: jakim człowiekiem się staniesz? Bo jeśli chcesz zbudować mięśnie, to nie bierzesz najlżejszych handelków, bo nie zrobisz postępu. Czy idziesz na siłownię po to, żeby być takim samym człowiekiem, jak wszedłeś? Czy chcesz wziąć większy ciężar, żeby poczuć ból, żeby nie czuć się komfortowo?
Tak samo jest z językiem. To, że idę na trening, gdzie wszystko odbywa się po hiszpańsku, a ja dopiero się tego języka uczę – to nie jest komfortowe. Ale gdybym ćwiczył tylko z Polakami, to przecież ten język już znam. Nie rozwijam się. I to mnie właśnie czegoś nauczyło: czego oczekujesz od życia? Czy naprawdę chcesz w wieku 25 lat mieć przekonanie, że już nic cię nie zaskoczy? Że nic nowego cię nie spotka? Dla mnie to trochę jak obumarcie pnia mózgu naszego życia. Bo jeśli już w wieku 25 lat wiesz, co będziesz robił, gdy będziesz miał 60, wiesz, co przeżyjesz, kim będziesz, jakim człowiekiem się staniesz, to pytam: gdzie w tym przestrzeń na życie?
Właśnie trudne sytuacje sprawiają, że jesteśmy ciekawszymi ludźmi. Patrząc w lustro, widzimy, jak dużo fajnych, dziwnych i trudnych rzeczy przeżyliśmy. Wtedy, gdy ktoś do mnie przychodzi na mentoring, coaching, to jest ta moja wartość. Podnosiłem ciężary i mogę komuś dać otuchę. Mogę komuś dać podpowiedź, jak z tej sytuacji wyjść. Gdybym miał tylko cieplarniane warunki, to nie mógłbym tej osobie doradzać.
Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby czuć się szczęśliwym człowiekiem?
Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby czuć się szczęśliwym człowiekiem? Czy w ogóle istnieje powiązanie między ilością gotówki a byciem szczęśliwym? To też coś, czego się nauczyłem – jak się czułem, pracując na etacie, jak się czułem, łącząc etat z firmą, jak się czułem, gdy rozkręcałem firmę, i jak się czułem, mając te fajne skoki finansowe, sprzedażowe.
Dużo rzeczy zaczęło mi się później wyświetlać – wywiadów, przemyśleń. Ostatnio usłyszałem teorię, chyba Marcin Iwuć o tym mówił, że według badań najszczęśliwsi ludzie to tacy, którzy zarabiają – przeliczając na złotówki – około 30 tysięcy miesięcznie. I faktycznie, pamiętam, że to był bardzo fajny okres. Chyba jeden z najlepszych. Bo to nie jest tak, że im więcej masz pieniędzy, tym jesteś szczęśliwszy. Chodzi raczej o to, by zadać sobie pytanie: w którym momencie naprawdę czułeś się szczęśliwy i spełniony?
Problem z miliarderami polega na tym, że ich trudno zadowolić. Dlaczego? Bo jak miliarder znajdzie na ulicy 100 tysięcy złotych, to może być smutny – bo chciałby znaleźć więcej. Ktoś, kto zarabia 30 tysięcy, znajdzie 100 tysięcy i będzie mega szczęśliwy. Oczywiście to tylko przykład, ale dobrze ilustruje, co się dzieje z głową. Jak zrobisz te skoki setki tysięcy, to później dziesięć tysięcy może cię już nie zadowalać.
To kolejna rzecz: trzeba pracować nad głową. I nie tracić z oczu pytania: po co w ogóle to robisz? Ja to robię dla rozwoju. Ale też po to, żeby mieć wolność. Żeby móc cieszyć się swoim życiem.
Ostatnio czytam książkę o kryzysie wieku średniego. Tam właśnie jest opisane, że ludzie w wieku 40-50 lat zadają sobie pytanie: po co to wszystko? Przeżyli taki okres – jedni coś więcej osiągnęli, inni mniej – i zastanawiają się nad sensem tego wszystkiego.
Ostatnio biegając po lesie, tak się zastanawiałem, patrząc na drzewo, tak jak Eckhart Tolle mówi o radości z patrzenia na drzewo. Zrozumiałem, że zrobienie webinaru na 500 tysięcy, zarobienie pierwszego miliona czy kupienie nieruchomości w Hiszpanii – to rzeczy spektakularne i fajne.
A jednocześnie spędzenie 10 minut, na przykład gdy z córką chodziliśmy po ogródkach działkowych i cieszyliśmy się zielenią, tym, jakie jest fajne życie, gdy ktoś ma ogródek i rośnie tam szczypiorek – to też jest fascynujące. Te przeżycia, które masz za darmo, cieszą tak samo jak pierwszy milion. Oczywiście są z tym duże emocje, bo patrzenie na szczypiorek czy rosnące drzewo masz tu i teraz. Duże osiągnięcia finansowe czy przeprowadzka do Hiszpanii to coś bardzo spektakularnego.
Z mojej perspektywy wartość radości z życia to święty spokój. Możesz pobyć na łące, pójść nad morze i spokojnie spędzić 30 minut lub godzinę z bliskimi albo sam. Większość tych rzeczy jest za darmo. Więc po co mieć cele finansowe? Po to, by się rozwijać, ale też by cele cię nie zniszczyły. Musisz zawsze zadać sobie pytanie, w którym kierunku to idzie. Pamiętaj, ważna rzecz: firma, którą stworzyłeś, może wymknąć się spod kontroli. Może stać się czymś pięknym, ale też potworem, który uwięzi cię na wiele lat. I wtedy możesz nie wiedzieć, jak się z tego wydostać.
Mam w głowie przykład firm, których nie da się teraz zamknąć, bo gdyby to zrobili, zostaliby z potężnymi długami. W otoczeniu wszyscy uważają ich za właścicieli dużych firm. Gdyby jednak zamknęli te biznesy, oprócz wstydu, że ludzie sukcesu są bankrutami, to jest dla nich tak przerażające, że dalej okłamują wszystkich wokół, że firma się kręci. Tymczasem finansowo to się w ogóle nie spina. Dlatego musisz mieć zawsze rękę na pulsie i wiedzieć, o co ci chodzi w życiu. Nie ile chcesz zarobić, nie jaki chcesz mieć samochód, ale co cię naprawdę uszczęśliwia.
Kolekcjonuję pytania, które czasem dają więcej niż pięcioletnie studia. Są takie, które zmieniają perspektywę. Jedno z nich usłyszałem ostatnio: w którym okresie swojego życia, gdy usiądziesz spokojnie, byłeś naprawdę szczęśliwy i spełniony? To pokazuje, że potrafisz być szczęśliwy. Zadaj sobie teraz pytanie, jak możesz wrócić do tego stanu.
W życiu nie chodzi o ilość pieniędzy czy o to, żeby podobać się sąsiadom i być uważanym za wygranego, jeśli w środku czujesz się przegrany. Chodzi o to, by czuć, że żyjesz pełnią życia, że smakujesz je, kochasz, że wstajesz rano i masz łzy w oczach, myśląc, jakie masz piękne życie.
To robienie ze swojego życia pięknego arcydzieła i każdy może to zrobić. Wierzę, że ty, słuchając tego, wiesz, kiedy w swoim życiu czułeś się naprawdę szczęśliwy i spełniony. Teraz możesz to powtórzyć. Być może ten pęd, różne zabawki i bezmyślność uczyniły cię zakładnikiem własnej firmy, ale to wszystko da się odkręcić – krok po kroku, jeśli zrobisz to mądrze.
Najpierw pokonaj lęk, potem ucz się biznesu
Trzeba bardzo dużo poświęcić, żeby pracować nad dwoma rzeczami: po pierwsze nad twardą głową, a po drugie nad mądrą głową. Na pewno warto dużo czytać o tym, jak działa nasz umysł i jak radzimy sobie z lękiem. Uważam, że zarabianie pieniędzy i wejście na wyższe poziomy finansowe głównie opiera się na umiejętności radzenia sobie ze strachem i lękiem.
Niektórzy mówią, że strach i lęk to różne rzeczy – strach to reakcja na realne zagrożenie, np. rozpędzony samochód, a lęk to wyobrażenie, że coś mogłoby się stać. Bez względu na to, ważne jest, by umieć z nimi pracować.Gdybym miał coś doradzić przedsiębiorcy, to nie zaczynaj od książek o zarządzaniu firmą, byciu super prezesem czy o sprzedaży. Przeczytasz dużo, a i tak nic z tego nie zrobisz, bo w poniedziałek wrócisz do etatu, zrobisz kawę i opowiesz kolegom o swoich pomysłach, nie podejmując realnych działań.
Dlatego czytaj o lęku, rozważ coaching – możesz też napisać do mnie, możemy umówić się na sesję 1 na 1, mastermind albo konsultacje, żeby pomóc ci przełamać ten lęk. Bo on naprawdę cię blokuje. Pracuj nad głową i równocześnie ucz się, korzystaj z książek. Zawsze mnie zaskakuje, jak proste rozwiązania można znaleźć w książkach. Kupujesz jedną książkę, czytasz i wiele problemów, które wydawały się nie do rozwiązania, nagle okazuje się, że najbardziej da się je rozwiązać.
Nie wszyscy marzą o wielkich pieniądzach
Większość ludzi w Polsce nie chce mieć własnej firmy i faktycznie coraz mniej osób decyduje się na ten krok, co pokazują różne statystyki. Zauważam, że coraz mniej ludzi nakręca się na sukces finansowy – wolą jedynie smakować życie. To tworzy pewną niszę dla osób zajmujących się tematami psychologicznymi, mindsetem, mindfulness, jogą, pracą z ciałem i duchem, a także twórczością taką jak malarstwo czy rękodzieło. To są rzeczy, które pomagają ludziom fajnie zagospodarować czas i mają przyszłość.
Nasze pokolenie trochę zachłysnęło się możliwością zarabiania pieniędzy. Ja sam często myślę, że mam hopla na punkcie pieniędzy i prowadzenia firmy – wydaje mi się, że większość tak ma. A potem zauważam, że ludzie tak naprawdę nie chcą tego. Wolą mieć święty spokój, trochę więcej pieniędzy na wakacje i cieszyć się życiem. Ja kiedyś też rozwijałem firmę, zarabiałem więcej, rozwijałem się z tymi marzeniami finansowymi. Ale wiem, że większość ludzi tego nie chce.
Jeśli przechodzisz z etatu na własny biznes, musisz zrozumieć, że nie każdy chce iść tą drogą. Trochę możesz się poczuć samotny, podejmując tę walkę. Dlatego warto szukać wsparcia – grup mentoringowych, ludzi, którzy będą cię wspierać. U nas w Akademii Social Media spotykamy się w każdy poniedziałek o 17:00. Możesz dołączyć do grupy Akademia Social Media na Facebooku, tam cię dodam i opowiem, jak dołączyć do naszych mastermindów.
Z własną firmą nigdy nie jesteś naprawdę offline
Kolejna ważna rzecz, która dotyka wielu ludzi, to to, że będąc na etacie, pracujesz zazwyczaj 8 godzin, a prowadząc własną firmę, jesteś w pracy niemal cały czas. Ja sam pracowałem jako nauczyciel, więc trochę inaczej to wyglądało, bo praca nauczyciela też wymaga ciągłego myślenia o pracy. Nawet gdy nie byłeś w szkole, musiałeś przygotować się na następny dzień, uczyć się nowych rzeczy, sprawdzać testy. Wakacje były fajnym okresem, bo wtedy miałem dochód pasywny i przez około trzy miesiące byłem wolnym człowiekiem, jak rentier. To miało swój urok.
Mimo pracy w szkole i tak cały czas myślałem albo o niej, albo o własnym biznesie. Nie umiem tego wyłączyć. Stosuję różne techniki oddechowe i mindsetowe, ale z ciekawości ciągle to rozkminiam, chcę to udoskonalać. Cieszę się z tego i wykorzystuję to, zamiast z tym walczyć. Niektórzy mówią, że potrafią wyłączyć myślenie o pracy, ale uważam, że to trudne. To jest też minus prowadzenia biznesu – trzeba zaakceptować tę ciemniejszą stronę. Na etacie niektórzy potrafią zostawić pracę i iść na ryby czy spotkać się z rodziną bez myślenia o obowiązkach, ale w biznesie to się rzadziej zdarza.
Ostatnio prowadzenie firmy przypomina mi układanie łamigłówek czy sudoku. Kiedy coś się nie układa, wpada się we frustrację, bo brakuje kontroli i chce się rozwiązać problem. W biznesie wiele rzeczy nie wychodzi i trzeba te życiowe krzyżówki rozwiązywać. Jeśli tego nie lubisz, prowadzenie firmy może cię zmęczyć.
Pułapka dopaminy: Emocjonalne wzloty i zjazdy w świecie biznesu
Ostatnia rzecz to tak zwana pułapka dopaminowa. To bardzo ciekawy mechanizm, o którym ostatnio usłyszałem — im większy i intensywniejszy masz strzał dopaminy, tym boleśniejszy jest późniejszy spadek. To trochę jak z narkotykami — im silniejszy narkotyk, tym większy zjazd po odstawieniu. Podobnie jest z pieniędzmi i zarabianiem w biznesie. Czymś zupełnie innym jest stabilność, gdy ktoś pracuje na B2B i regularnie zarabia około 20 tysięcy złotych. Taka osoba coś sobie odłoży, może pozwolić sobie na wakacje. To może nie jest spektakularna kwota i być może marzy o większych zarobkach, ale daje to pewną jakość życia i stabilizację.
Z kolei zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy robisz „strzały” – na przykład ze sprzedaży kursów, szkoleń czy akcji promocyjnych. W tym jest trochę hazardu, bo ludzie nakręcają się tym, że ktoś zarobił milion, ktoś inny 500 tysięcy w jednej kampanii, i zastanawiają się, co będzie następnym razem. Te wielkie finansowe „wybuchy” potrafią być bardzo emocjonujące, ale potem przychodzą okresy, kiedy zarobki mocno spadają – może to być 500, 1700 czy 300 złotych w miesiącu. Pomyśl, jakie wtedy masz zjazdy dopaminowe.
Musisz to przetrwać i wytrzymać, żeby znów mieć możliwość zrobienia kolejnego „strzału”. Często też różne gwiazdy sobie z tym nie radzą – na przykład sportowcy, którzy są gwiazdami sezonu, a nagle łapią kontuzję. Pomyśl, jaki wtedy jest rollercoaster emocji w ich głowie. Dlatego właśnie mówię, że najważniejszym organem, który musisz przygotować na prowadzenie biznesu, jest twoja głowa.
Musisz wiedzieć, że to jest normalne. Mówię ci to po to, żebyś w momencie, gdy zaliczysz zjazd, miał świadomość, że nie jesteś sam. Ja też przeżywałem podobne rzeczy i nadal je przeżywam. To jest całkowicie normalne i nie oznacza, że jesteś przegrywem. Nie jesteś przegrywem! Taki jest biznes, taka jest ekonomia. To tak, jakbyś był smutny, że drzewa są zielone latem, a jesienią mają czerwone liście. To po prostu naturalny cykl.
Prowadzenie biznesu polega na tym, że raz wygrywasz, raz przegrywasz. Na etacie masz bardziej stabilne wynagrodzenie, a raz na jakiś czas możesz dostać solidne przegranie, jeśli cię zwolnią. W biznesie to jest normalne i nie warto się tym zbytnio przejmować. Chociaż wiem, że i tak się przejmiesz, musisz jednak mieć świadomość, że zabezpieczasz się finansowo właśnie po to.
To jest też siła biznesu. Na biznesie możesz się ustawić w ciągu roku na całe życie, ale możesz też mieć okresy, kiedy będziesz dokładał do swojej firmy, żeby ona przetrwała i przygotowała się na kolejny moment, w którym znów zarobisz większe pieniądze. Wierzę, że nie przeraziłem cię tym.